Józef Czapski i jego kontemplacja codzienności
Piesek na ceglanej podłodze zobaczony w grudniu 1970 roku w Lailly – en- Val, gdzieś nieopodal domu spokojnej starości dla inwalidów wojennych, byłych kombatantów i polskich uchodźców politycznych. Józef Czapski ze swoją siostrą Marią odwiedzali tam znajomych, rodzinę. Artysta był tam częstym i oczekiwanym przez dyrekcję gościem. Miał także tu swój stół do malowania, który nie tak dawno do Pawilonu Józefa Czapskiego w Krakowie podarował Marek Szypulski, były dyrektor tegoż domu.
Z dziennika Józefa Czapskiego i poczynionych w nim rysunków wiemy, że pierwsze notatki do tego obrazu różnią
się od tego, co dzisiaj widzi nasze oko. Zniknął kot, a pojawiły się buty… Czy
dlatego, że kot i pies to wszak konflikt,
a pies i buty to… oczekiwanie?
Cierpliwe czekanie.
Paryż. Zatrzymane w oku artysty dwa
różne kadry, inne barwy, inny nastrój tych obrazów.
Plecione krzesła z Cafe de la Concorde.
Żółty stolik, popielniczka i dwie postacie. Mężczyźni.
Olśnienie i ten
krzyczący żółty, żywy kolor. I postaci.
Tu nie czuć pustki.
Na drugim biegunie – mroczna, pusta kawiarnia. Bez drugiego
człowieka.
I ta staruszka z laską na Rue Jacob, a w głębi podwórka
odbijające się - od błotnika auta i okna kamienicy - światło, biel. Mimo mroku,
ciemnych barw bije z tego obrazu jakiś spokój. Nieśpieszność.
I jeszcze on, artysta Obecny w tym zatrzymanym przez niego
świecie, wizji. Świecie, który jest jego wizją. Dał nam swój portret z żarówką w jego pokoju. Pokoju,
który przecież był także jego pracownią i sypialnią, a miał tylko kilkanaście
metrów kwadratowych. I ta bohaterka obrazu. Samotna żarówka. Bez lampy. Nic nie
zakłóca więc światła. I ten blejtram, który artysta zamaluje kolejną wizją,
olśnieniem, będącym łącznikiem jego ze światem.
Człowiek i emocje, które obrazy wzbudzą w oglądających.
Obraz bez widza nie istnieje, gdy opuszcza
pracownię artysty i ukazuje się
światu żąda spojrzeń widzów.
Czapski marzył, by jego twórczość była obecna. Poprzez
pracę nad płótnem, rysunkiem, szkicem odnajdywał siebie. To był czas kontemplacji, tego co go otacza.
Życia. Ta praca przesypywana pisaniem esejów, listów, rozmowami, pomocą
drugiemu człowiekowi, ratowała go od
grozy życia, od bólu egzystencji, historii, która przez całe życie dopadała go
i stawiała mu wymagania, które musiał – mimo że nie chciał – podejmować.
Najbardziej chciał być wolny. Wolność odnajdywał w
malowaniu. I chciał być kochany, i
kochać.
Jego dzienniki odsłaniają nam artystę, człowieka, który
staje przed nami cały, bez upiększania, w tej walce ze sobą, ze swoimi ukrytymi
pragnieniami, szukający odpowiedzi, stawiający pytania. Dzięki zapiskom, możemy także lepiej wejść w
istotę jego malarstwa, które było wszak epifanią…
Józef Czapski. Malarz, pisarz, żołnierz, więzień sowieckich obozów. Chrześcijanin.
Katolik. Polak. Człowiek zanurzony w kontemplacji codzienności. Zanurzony w mistyce
i w Bogu.
W dzienniku swoim pisał: „Nie opuszczaj mnie, Boże, w
grzechu i w słabości mojej, daj mi nie zatracać ufności w Twoje miłosierdzie,
możność odchodzenia, oczyszczenia, poprawy, wbrew temu, co konstatuję w sobie
co dzień, wbrew latom moim”.
Warto wejść, stanąć
przed obrazami i spotkać artystę także w
jego obrazach, które dzięki życzliwości właściciela Markiza Michaela Popiela de
Boisgelin (Pałac w Kurozwękach) możemy od 4 lipca do 30 sierpnia oglądać w Diecezjalnym
Muzeum w Sandomierzu.
Elżbieta Skoczek, Dyrektor Festiwalu Józefa Czapskiego (https://jozefczapski.pl)
(obraz "Autoportret z żarówką" pochodzi z prywatnej kolekcji markiza Michaela Popiela de Boisgelin)